Recenzja filmu

Mascarpone (2021)
Alessandro Guida
Matteo Pilati
Giancarlo Commare
Eduardo Valdarnini

Walentynkowa rutyna?

Film najzwyklejszy ze zwykłych, czasem nazbyt melodramatyczny, zbyt często zapętlający się z scenach pożegnań i pocałunków, pozbawiony większej iskry, dzięki której mielibyśmy zapamiętać go na
Walentynkowa rutyna?
Bycie singlem bywa bolesne, lecz kto choć raz skaleczył się grotem Amora, wie, że bycie zakochanym bywa jeszcze trudniejsze. Szczególnie gdy twoja druga połówka w najmniej spodziewanym momencie stwierdza, że powinieneś spakować manatki i szukać szczęścia za drzwiami. Po 12 latach statecznego małżeństwa − w miarę udanego, choć z dyszącą za uchem kochanką o imieniu Rutyna − 30-letni Antonio (Giancarlo Commare) musi zacząć od nowa. I otworzyć się na nowe. Emocjonalne i ekonomiczne uzależnienie od starszego mężczyzny, domatorstwo podniesione do potęgi i dotychczasowy brak aspiracji innych niż te wywołujące uśmiech na twarzy ukochanego uświadomią mu, że nie czekają go byle zmiany. Czeka go rewolucja. 


Lecz bez obaw. Jesteśmy w Rzymie. Choć rachunki za wynajem pokoju bywają tu okrutne, nowych przyjaciół znaleźć nietrudno. Jak to w komediach romantycznych bywa: w mieście Jepa Gambardelli stara psiapsióła (Michela Giraud) wyciągnie na kawkę i da motywującego kopa w tyłek, nowy współlokator (Eduardo Valdarnini), istne wcielenie ekscentryzmu, odkryje przed Antoniem katalog beztroskich przyjemności, a znaleziony szybciutko przystojny pracodawca (Gianmarco Saurino) przekona go, że nie taka praca straszna, jak ją malują. Wszyscy oni pozwolą naszej zagubionej myszce wyjść ze skorupy małżeńskich przyzwyczajeń i na nowo odzyskać pewność siebie. A gdy pojawi się dach nad głową i środki do przetrwania, kto wie, może znajdzie się miejsce i na większy cel w życiu.

To właśnie kulinarny kontekst − dotychczas tłumiona ambicja Antonia − dodaje całości kolorów. Znane przysłowie o drodze przez żołądek do serca zostaje zastąpione metaforą kucharzenia jako ciężkiej, choć inspirującej pracy mieszania i próbowania różnych składników. Metoda prób i błędów pozwoli bohaterowi wydobyć z codzienności esencję smaku. Warto podjąć to ryzyko. Pomocna dłoń bywa przydatna, lecz bycie zaledwie "połówką" uzależnia. Inspirację i cel najczęściej musimy znaleźć sobie sami.


W tej, sami widzicie, mocno uniwersalnej historii − opartej zresztą na typowych dla obyczajowo-romantycznego gatunku charakterologicznych figurach − nietrudno znaleźć mądre pokrzepienie. Bez operatorskich ekscesów, bez łamania piór przez scenarzystów i bez „festiwalowej” pretensji twórcom udaje się pokazać, że historia o miłości (lub jej braku) nie różni się wiele w zależności od orientacji kochających. To myśl w moim wykonaniu może i nazbyt protekcjonalna i zdecydowanie niezbyt odkrywcza, lecz w polskich warunkach wymaga dopowiedzenia. "Mascarpone" stanowi bowiem niebywały w naszym repertuarze przykład filmu, w którym mniejszościowy kontekst nie jest tematyzowany. Owszem, ktoś tu półsłówkiem wypomni rodzinie dawną niechęć do homomałżeństwa, ktoś nie będzie chciał ujawnić się publicznie ze swoją orientacją, lecz całość odbywa się na zasadach wypracowanych przez klasykę romantycznego gatunku. Różnice między Polską a ekranowymi Włochami podbijają humorystyczną stawkę. Babcia zwracająca się do boga o pomoc w naprawieniu małżeństwa wnuczka-geja? Przyznajcie, to nie zdarza się często!  U Alessandro Guidy i Matteo Pilatiego nieheteronormatywni 30-latkowie różnią się od siebie: bywają irytująco wycofani, bywają irytująco prowokacyjni, pędząc przez życie bez hamulców, lecz wszyscy mają takie samo prawo nie tylko do popełniania błędów, ale i do zabawy, okazjonalnego seksu, po prostu − do cieszenia się życiem. Oraz do wyciągania z niego ważnych lekcji.

W obwiniającym lub egzotyzującym gejów kinie polskim to rzecz niemal niespotykana. To właśnie rodzimy kontekst działa na korzyść "Mascarpone". Film najzwyklejszy ze zwykłych, czasem nazbyt melodramatyczny, zbyt często zapętlający się z scenach pożegnań i pocałunków, pozbawiony większej iskry, dzięki której mielibyśmy zapamiętać go na dłużej, okazuje się jednak odejściem od rutyny walentynkowego repertuaru nadwiślańskich kin. I jako taki zasługuje na uwagę.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones